Zachodni Europejczycy nie mogą cieszyć się tegorocznym latem. Nie ucichły jeszcze lamenty po zepsutym przez zamachowca Dniu Bastylii, nie dokończono dyskusji tyczących jego powiązań i osobistych motywów, a już w niemieckim pociągu krew niewiernych wytoczył hołubiony przez Europę „uchodźca”.
Nastolatek z siekierą całkiem przypadkiem zakończył swoją przygodę zastrzelony przez policjantów, co z wielkim żalem odnotowała czuła posłanka Zielonych. Gdy kolejny „szaleniec” zaatakował w Belgii funkcjonariuszki maczetą i znów „nieszczęśliwie” zginął, przypadkowo pytana kobieta dała jednak odważny głos do mikrofonu, mówiąc, że ona popiera… policję. Policja, odkryła, jest po to, żeby nas bronić.
Mimo głosów sprzeciwu brzydkich „nacjonalistów”, „rasistów” i „ksenofobów”, zdziecinniali obywatele „starej Unii” nadal zaklinają rzeczywistość, a w proteście poprawnie malują kwiatki na trotuarach swojego lewicowego raju.
Ideologiczna padaczka
Tak się ostatnio składa, że na „otwartym” Zachodzie w każdym tygodniu leje się w miejscach publicznych krew. A to wysadzi się samobójca, a to chłopcy latają z żelastwem, to znów ktoś otworzy do ludzi ogień… Mądrzy eksperci twierdzą, że przy braku przygotowań, gdy atakują tzw. samotne wilki, nie sposób temu zapobiec i trzeba się przyzwyczaić, robić swoje, a przy tym udawać, że wcale się ich nie boi.
Niczym burzone katedry walą się wizje utopijnego ładu, opartego na wolności ludzi raczej – od tożsamości i różnic, niż – do nich. Rasowe, religijne, czy narodowościowe podejście, gdy idzie o wspólny motyw krwawych wydarzeń, niezmiennie napotyka na poprawnościową cenzurę i zalecany dystans. Terrorysta to przecież wariat. Choroba nie wybiera!
Dziwnym trafem powtarza się jednak, przenikając w ostateczności do mediów, proweniencja „chorego”, w tym kolor skóry, wyznanie, polityczne sympatie… Statystycznie wariują zatem sami „przybysze”, ewentualnie ich wiecznie nie dość hołubione i w ogóle nie asymilujące się dzieci. Zgodnie z lewackim widzeniem przestępcy, często przy tym „winne jest społeczeństwo”, nie dość wrażliwe i odrzucające „innych”.
Co gorsze, zatrważa też stan służb specjalnych państw zachodniej Europy. Jeżeli w kraju z obowiązującym stanem wyjątkowym, kolorowy facet, znany policji z agresji, przekonuje funkcjonariuszy, że w białej ciężarówce wiezie lody, a przy masowej imprezie ochrona zdarzenia pozwala na dwukilometrowy przejazd po ludziach z ostrzałem reprezentacyjnej promenady, to obywatele wydają się być skazani wyłącznie na własny rozum i szczęście.
Zepsute państwa są wciąż obiektywnie silne, ale totalnie niesprawne. Władza wychowuje i niewoli własnych obywateli, lecz sama nie jest już w stanie pełnić najbardziej nawet niezbędnej roli „nocnego stróża”.
Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest chora ideologia, która uczyniła je bezbronnymi wobec prymitywnego terrorysty, zaś z przeciętnego człowieka zrobiła odmóżdżonego królika, który ma prawo używać jedynie zakłamanej „mowy miłości”. Nie wolno mu jednak artykułować swojej religijnej, narodowej, czy rasowej tożsamości, a tym bardziej stosować warunkowanych nią preferencji i obaw. W efekcie nie może on bronić na poziomie życia publicznego żadnej z tradycyjnych i zdrowych wspólnot naturalnych. Ani rodzinnej, ani narodowej, ani religijnej.
Nowy „niemiecki porządek”
Władze państwa, które zuchwale łamią unijne prawo, nie wiedzą nawet od kiedy dany „uchodźca” faktycznie przebywa w Niemczech, wmawiają gwałconym kobietom otwartość na nowy materiał, przedsiębiorcom sugerują masowe przyjęcia nie znających języka analfabetów, a w najśmielszym projekcie planują nawet wcielenie obcych kulturowo mężczyzn do armii zagrożonego kraju.
Ostatni projekt Berlina tyczący budowy „obrony cywilnej” doskonale pasuje do psychiatrycznego obrazu państwa z ideologiczną padaczką. Otóż pierwszy element, którym było wezwanie do czynienia 10- dniowych zapasów żywności i wody pitnej na wypadek sabotażu lub hybrydowej wojny, nie spotkał się ze zrozumieniem dorosłych obywateli.
Wobec fiaska władze postanowiły zatem zaapelować do dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym, bo te bez reszty pozostają w obróbce swych przymusowych „wychowalni”. Najmłodsi mają być także szkoleni w zakresie przeciwdziałania skutkom użycia broni masowego rażenia.
W ten oto sposób kolejna grupa tradycyjnie chroniona w naszej cywilizacji, obok poświęconych już kobiet, ma stać się narzędziem broniącym pozorów ładu i bezpieczeństwa. W ramach „obrony cywilnej” dzieciaki będą zapewne skupować na zapas chipsy, żelki i colę.
O innych niemieckich pomysłach, takich jak „nieprofesjonalny system alarmowy”, który ma zastąpić normalne działania państwa, właściwie nie ma już sensu wspominać. Dzisiejszych Niemców bardziej martwi militaryzacja Rosji i… Polski oraz oczywiście nasz nieoceniony w boju o wszelkie frukta Trybunał Konstytucyjny.
W publicznej debacie i analizach w kąt poszła nawet prosta statystyka, bo ta także nie potwierdza stwierdzenia Kanclerz Angeli Merkel, że „terroryzm nie ma nic wspólnego z uchodźcami”. A mówi to osoba, nie tak dawno nazywana przez media faktycznym „Prezydentem Europy”.
Z końcem krwawego lata Niemcy deklarują zatem chęć przyjmowania kolejnych rzeszy uchodźców, gniewnie powarkując na sprzeciwiających się ich selekcji wschodnich sąsiadów, a losy opuszczonej już przez Wielką Brytanię Unii omawiają z Francją oraz Włochami, czyli we własnym staro- europejskim gronie.
Adekwatna odpowiedź
Nie można mieć dziś większych sympatii do amoralnych społeczeństw zachodniej Europy, ani też kreowanych przez nie w sposób demokratyczny władz. Zarówno Francuzi, jak Niemcy od wieków są niebezpieczni dla siebie i swych sąsiadów. Szkoda natomiast niewinnie ginących ludzi i dożynanej tam cywilizacji łacińskiej.
Europa w XIX stuleciu zabiła Boga, w XX człowieka, a w XXI ma szansę dokonać ostatecznego cywilizacyjnego samobójstwa.
Państwa obiektywnie wciąż mocne gospodarczo i militarnie nie zasługują na trwanie z powodu braku kwalifikacji moralnych elit oraz totalnego, a przy tym umyślnego wygaszenia przez nie dzielności życiowej własnych narodów.
Recepta na zwalczenie masowej fali terroryzmu jest jednak prosta, choć niezbędnie wiąże się z odejściem od rewolucyjnych idei, czyli steków lewackich kłamstw oraz upartej hodowli człowieka – kundla. Realizacja wymaga natomiast preferowania własnych wartości, odejścia od kultu „mniejszości”, z oddaniem należnych praw – własnym narodom i powrotem do demonstracji siły – własnego narodowego państwa.
Prymitywny przeważnie terroryzm musi napotkać na zdecydowany odpór – powszechnie uzbrojonych obywateli i adekwatny dla struktur politycznych – terror państwa. Należy przywrócić ludziom poczucie wyjątkowości ich kultur oraz naturalnie ograniczone zaufanie do obcych. Oddać im wiarę w siebie, wyposażyć oraz przygotować do walki w przypadkach bezprawnego ataku na dobra chronione, jakimi są zdrowie i życie tak własne, jak współobywateli.
Państwo powinno przy tym poddać szczególnej kontroli, gdy trzeba utrudnić życie oraz użyć ewentualnych represji wobec wskazywanych przez statystykę środowisk i podejrzanych z jakiegokolwiek powodu osobników. Czynić to bez immunitetów rasowych, etnicznych, religijnych, czy jakichkolwiek innych – mniejszościowych. Stosować jedynie w takich razach słuszne – inwigilacje, zatrzymania i pacyfikacje, a dalej – bezwarunkowe wydalenia. Siła odstraszania państwa musi być przy tym wielokroć większa od siły poczynań przestępców, a jego działania bardziej bezwzględne i szybsze. Sprawca zamachów na ludzi niewinnych nie powinien korzystać z prawa do życia na równi ze swoimi ofiarami i zmiany procedur, a także ewentualnych sankcji powinny iść w tym właśnie kierunku.
Świat szybko się zmienia. Dynamiczny jest układ sił. Rodzą się nowe idee. Realizowane są też kolejne globalne, czy imperialne strategie. W niepamięć odchodzą przy tym marzenia i mrzonki pokolenia młodego w latach 60-tych XX stulecia, którego zwerbowani przedstawiciele nadal „budują” nam lewicową Unię.
Poza tradycyjnie już schorowaną starą Europą, wszyscy myślą kategoriami bezwzględnej siły oraz realnej promocji własnego narodowego, czy religijnego żywiołu. Z tego choćby powodu taki stan rzeczy należy zaakceptować, jako punkt wyjścia, a starym/nowym wyzwaniom adekwatnie podołać, odsuwając od władzy bawiące się zapałkami bardzo już zapóźnione, lecz nadal broniące swego „dzieci – kwiaty”.